
Jeszcze tylko rzut oka na przednie...

i tylne koło...

A na zakończenie widok przebytej cudem trasy.

I powiem Wam szczerze, że stojąc na środku trasy po ośki w gęstym błocie czułem się co najmniej mało komfortowo. Na szczęście dopingowała mnie przechodząca niedaleko pani z psem, której komentarz "oj chyba Pan nie da rady" niezwykle podniósł mnie na duchu. Kilka minut później jednak udało się wyjechać. Jeszcze kiedyś tam wrócę, ale już chyba jak będzie bardziej sucho, albo jak złapie mróz.
Jako początkujący rowerzysta po powrocie do domu spytałem bardziej zaprawionego w bojach znajomego, czy coś się dzieje, gdy rower jest ubłocony usłyszałem: "dzieje się, szacunek na mieście". I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.